Nad kodeksem etyki Platforma pracuje(?) od końca marca 2008 roku (Iwona Śledzińska–Katarasińska). Teraz do prac nad zasadami etyki przystąpił Jarosław Gowin. Może w końcu za trzecim razem (przed końcem kadencji?), zgodnie z powiedzeniem „do trzech razy sztuka”, Platformie uda się wydalić z siebie te zasady.
Mój tekst „ Kodeks etyki PO potrzebny natychmiast, albo jeszcze szybciej” opublikowałem w połowie maja ub.r. posiłkując się informacją zamieszczoną TUTAJ w dniu 22 marca 2008 roku. Poślizg był spowodowany oczekiwaniem a efekty pracy Iwony Śledzińskiej–Katarasińskiej i już w połowie maja pisałem: Dzisiaj już dochodzę do wniosku, że pani Iwona musi przystąpić do pracy natychmiast i pracować tak, jakby dokument potrzebny był „na wczoraj”.
Ówczesne działania PO zainspirowane zostały, jak donosił „Dziennik”, faktem, że „poseł PO Andrzej Halicki będąc już posłem, zasiadał w zarządzie jednej ze spółek koncernu reklamowego. W połowie lutego spółka wchodząca w skład tego holdingu wygrała przetarg ogłoszony przez rządową agencję”. Głośno się wówczas zrobiło o konflikcie interesów.
O konflikcie interesów zrobiło się niedługo po zapowiedzi prac nad kodeksem etyki z okazji konferencji prasowej na temat prywatnego biznesu, który mieli zamiar uruchomić Jarosław Gowin i Kazimierz Marcinkiewicza, a która to konferencja została zorganizowana w budynku Sejmu.
„Dyrektor biura prasowego Kancelarii Sejmu, Jarosław Szczepański, tłumaczy, że konferencja została zgłoszona przez klub Platformy.
— Zawsze jest zasada, że to poseł z klubu lub jakiś asystent zamawia wtedy salę konferencyjną. Kancelaria nie ma prawa odmówić jej udostępnienia. Nie mamy żadnych możliwości ani narzędzi cenzurowania wystąpień poselskich.
Szczepański nie chce oceniać, czy poseł Gowin nadużył prawa do wystąpień”.
W sposób oczywisty konferencja ta musiała wywołać oburzenie i to nie tylko wśród opozycji.
— To może rzeczywiście niestosowne zachowanie – mówi szef klubu PO, Zbigniew Chlebowski, i dyplomatycznie odmawia dalszych komentarzy [oczywiście były szef klubu obecnie].
Bardziej zdecydowany w ocenie był natomiast jego zastępca, Grzegorz Dolniak, który nawet przyznał, że o konferencji nie wiedział:
Jeśli chodzi o ideę tej szkoły, to jest ona słuszna. Ale lepiej by było, gdyby taka konferencja odbyła się poza gmachem Sejmu. Zbadamy sprawę. Jeśli dojdziemy do wniosku, że poseł Gowin naruszył normy etyczne, to nie będziemy chować tej sprawy pod dywan – zapewniał Dolniak.
Głosów opozycji z tamtego okresu m.in. o złożeniu wniosku do sejmowej komisji etyki cytować już chyba nie trzeba.
Moim celem wówczas było zauważenie, że wymieniony na wstępie temat opracowania „etycznych standardów” dla PO jest sprawą naglącą. Bez tego kolejny poseł Platformy – nie orientując się, czego partia od niego oczekuje, a czego się nie spodziewa – mógł np. „zgłosić się” do jakiejś rady nadzorczej, albo zorganizować w Sejmie konferencję prasową promująca jego prywatny biznes. Moje obawy okazały się płonne, bo wyszło na to, że Platformę „stać na więcej, znacznie więcej” – vide m.in. senator Misiak oraz afery hazardowa i stoczniowa.
Wówczas apelowałem do pani Iwony Śledzińskiej–Katarasińskie, żeby czym prędzej zagoniła kolegów i koleżanki z partii do prac nad wewnętrznym regulaminem. Było to tym bardziej zasadne, że działacze PO planowali ten dokument wykorzystać jako podstawę do zmian w Kodeksie Etyki Poselskiej. Nie zrobili nic w tym zakresie.
A teraz, tuż przed Wigilią dowiaduję się, że „Gowin nauczy etyki Platformę”, które to zasady miałyby wejść życie nawet już wiosną. Napisała o tym m.in. Gazeta Wyborcza:
Kodeks ma regulować relacje polityków PO z biznesem. To zbyt bliskie kontakty liderów Platformy – ministra sportu Mirosława Drzewieckiego i szefa klubu PO Zbigniewa Chlebowskiego – z przedsiębiorcami wpędziły partię w tarapaty. Po ujawnieniu sprawy hazardowego lobbingu kierownictwo klubu Platformy poleciło Jarosławowi Gowinowi przygotować kodeks etyczny. Propozycje ma przedstawić pod koniec stycznia.
Sam Jarosław Gowin, który chce jeszcze dodatkowo powołania rzecznika ds. etyki w PO, mówi o nowym–starym pomyśle tak:
Chodzi o to, by pokazać, jakie zachowania są niedopuszczalne, np. rozmowy na cmentarzu. Ale wskażemy też parlamentarzystom, że tworząc ustawy gospodarcze, mają obowiązek konsultować się z przedsiębiorcami. Przepisy nie mogą być oderwane od rzeczywistości – tłumaczy Gowin.
Radości i podskakiwania z polecenia Gowinowi przez kierownictwo Platformy opracowania zasad etycznych oraz powołania rzecznika od etyki jakoś w partii nie widać.
Kodeks dobrych praktyk, który określi, co posłom wolno, a czego nie, to dobry pomysł. Już dawno mówiło się w klubie, że takie zasady powinny zostać przyjęte. Jeśli będą precyzyjne, supernadzorca od etyki nie będzie potrzebny – mówi GW Mirosława Nykiel, rzeczniczka ds. dyscypliny w klubie PO.
Zastrzeżenia ma też dotychczasowa „autorka” kodeksu etyki.
Mamy kierownictwo klubu i mnożenie funkcji nie jest potrzebne – mówi Śledzińska-Katarasińska. – Pan poseł Gowin jest strasznie zinstytucjonalizowany. Posłowie nie są od śledzenia. Wystarczy stworzyć przejrzyste zasady i ich przestrzegać. (…) – Zgłosiłam moje propozycje już prawie rok temu, ale do tej pory nie zostały wprowadzone – zwraca uwagę posłanka PO.
Odczekam do zapowiadanego terminu i zobaczę, co się stanie. Stawia jednak na to, że Platforma do opracowywania zasad etyki przystąpi po raz trzeci, w czasie prezydenckiej kampanii wyborczej. Dotychczasowe działania PO, a w zasadzie samo tylko gadanie o potrzebie opracowania zasad etycznych, a także o wielu (prawie wszystkich) sprawach, które platforma miała zrobić, pozwalają mi przypuszczać, iż także w przypadku Gowina na gadaniu skończy się. Temat wróci podczas kampanii wyborczej, bo przejrzyste zasady etyczne jest tematem nośnym i dobrze „sprzedaje się” w tym okresie. Nie stawiałbym jednak wysokiej stawki, że i za trzecim razem Platforma skończy dzieło, o którym tyle gada. Ale mówi się też: Do trzech razy sztuka. Może więc w końcu…
[cytaty za: http://wiadomosci.wp.pl/kat,50316,wid,9785564,wiadomosc.html, http://www.dziennik.pl/polityka/article143790/Marcinkiewicz_reklamowal_w_Sejmie_prywatny_biznes.html, http://fakty.interia.pl/prasa/news/gowin-nauczy-platforme-etyki,1416049 oraz http://wyborcza.pl/1,76842,7396811,Gowin_nauczy_etyki_Platforme.html]
środa, 30 grudnia 2009
wtorek, 29 grudnia 2009
Frombork: Mistrzowski hat–trick Michała Janickiego
Warcaby nie należą do tzw. medialnych dyscyplin sportowych. Informacje o turniejach Mistrzostw Polski, a nawet Świata, z trudem przebijają się do serwisów informacyjnych. Niemniej polscy zawodnicy zależą do ścisłej światowej czołówki.
Jednym z mocarzy warcabnicy jest Michał Janicki z Fromborka, który tylko w tym roku zaliczył mistrzowski hat–trick, zdobywając złote medale w: Indywidualnych Mistrzostwach Polski w warcabach 64–polowych (klasycznych) oraz Mistrzostwach Polski w grze błyskawicznej (blitz), które odbyły się w pierwszej połowie listopada w Białej Pilskiej,a także podczas Mistrzostw Polski w warcabach aktywnych, które odbyły się pod koniec listopada w Markach.
Sukces ten tym bardziej trzeba docenić, bowiem Michał jest pierwszym w historii polskich warcab, któremu udało się trzykrotnie jednego roku triumfować w tych trzech rodzajach zawodów.
Uciąłem sobie z Michałem krótką rozmowę, którą prezentuję niżej.
Krzysztof Kotowski: Dlaczego, będąc mieszkańcem Fromborka startujesz w barwach podwarszawskiego klubu UKS „Struga” Marki?
Michał Janicki: Gdy nie wiadomo o co chodzi, to… Ale teraz już poważnie. Klub w Markach jest, nomen omen, markowym ośrodkiem warcabowym. Potwierdzają to wyniki, które uzyskaliśmy indywidualnie oraz drużynowo podczas zwodów mistrzowskich. Miejsca na podium oraz w ścisłej czołówce o czymś muszą świadczyć. Jestem w Markach ze względu na fantastycznych ludzi, którzy tam działają i grają. W roku 2002 wspólnie przetarliśmy szlaki i jako pierwsi wzięliśmy udział w młodzieżowych mistrzostwach świata na Ukrainie. Tam bliżej poznałem ludzi z mojego aktualnego klubu, polubiliśmy się i pół roku później przybrałem ich barwy klubowe. Wspólna pasja sprawiła, że przyjaźnimy się do dziś – Paweł Suchecki, Marcin Grzesiak, Edyta Suchecka. A współpraca przebiega dobrze. Od tamtej pory sześć razy zdobyliśmy drużynowe mistrzostwo Polski. A kasa to jednak mniej ważny argument.
Jednak swoją przygodę z warcabami zaczynałem we Fromborku pod okiem Andrzeja Grodeckiego i to właśnie we Fromborku zacząłem wspinaczkę po szczeblach zawodniczej kariery warcabisty.
KK: Andrzej Grodecki, to także utytułowany zawodnik, wicemistrz, a nawet mistrz Polski w tej dyscyplinie. Idziesz więc śladami mistrza, a teraz nawet go przerosłeś.
MJ: Jeśli ma się takie wzorce do naśladowania, mówię o Andrzeju Grodeckim, to trudno z nich nie skorzystać traktując poważnie dyscyplinę. To w końcu musi przynieść efekty. Poza tym spod jego ręki wyszło wielu dobrych zawodników, nie tylko ja.
KK: Właśnie. Marcin Sidorowicz, także fromborczanin i wychowanek Andrzej Grodeckiego, był trzeci w warcabach aktywnych i drugi w blitzu.
MJ: Zgadza się, Marcin też prezentuje w tym roku wysoką formę.
KK: Twoja tegoroczna potrójna korona nie powinna dziwić tych, którzy choć cokolwiek interesują się warcabami i wynikami rywalizacji krajowej. W ubiegłym roku niewiele Ci brakowało…
MJ: Faktycznie, w ubiegłym roku zabrakło mi tylko trzeciego złota. Dwa zdobyłem, ale zamiast trzeciego wskoczył mi srebrny medal. W tym roku udało mi się to jednak nadrobić.
KK: Gratuluję Ci więc i życzę dalszych sukcesów, nie tylko na arenie krajowej.
MJ: Za gratulacje dziękuję, ale za dalsze życzenia już nie, niestety. Nie chcę zapeszyć.
Jednym z mocarzy warcabnicy jest Michał Janicki z Fromborka, który tylko w tym roku zaliczył mistrzowski hat–trick, zdobywając złote medale w: Indywidualnych Mistrzostwach Polski w warcabach 64–polowych (klasycznych) oraz Mistrzostwach Polski w grze błyskawicznej (blitz), które odbyły się w pierwszej połowie listopada w Białej Pilskiej,a także podczas Mistrzostw Polski w warcabach aktywnych, które odbyły się pod koniec listopada w Markach.
Sukces ten tym bardziej trzeba docenić, bowiem Michał jest pierwszym w historii polskich warcab, któremu udało się trzykrotnie jednego roku triumfować w tych trzech rodzajach zawodów.
Uciąłem sobie z Michałem krótką rozmowę, którą prezentuję niżej.
Krzysztof Kotowski: Dlaczego, będąc mieszkańcem Fromborka startujesz w barwach podwarszawskiego klubu UKS „Struga” Marki?
Michał Janicki: Gdy nie wiadomo o co chodzi, to… Ale teraz już poważnie. Klub w Markach jest, nomen omen, markowym ośrodkiem warcabowym. Potwierdzają to wyniki, które uzyskaliśmy indywidualnie oraz drużynowo podczas zwodów mistrzowskich. Miejsca na podium oraz w ścisłej czołówce o czymś muszą świadczyć. Jestem w Markach ze względu na fantastycznych ludzi, którzy tam działają i grają. W roku 2002 wspólnie przetarliśmy szlaki i jako pierwsi wzięliśmy udział w młodzieżowych mistrzostwach świata na Ukrainie. Tam bliżej poznałem ludzi z mojego aktualnego klubu, polubiliśmy się i pół roku później przybrałem ich barwy klubowe. Wspólna pasja sprawiła, że przyjaźnimy się do dziś – Paweł Suchecki, Marcin Grzesiak, Edyta Suchecka. A współpraca przebiega dobrze. Od tamtej pory sześć razy zdobyliśmy drużynowe mistrzostwo Polski. A kasa to jednak mniej ważny argument.
Jednak swoją przygodę z warcabami zaczynałem we Fromborku pod okiem Andrzeja Grodeckiego i to właśnie we Fromborku zacząłem wspinaczkę po szczeblach zawodniczej kariery warcabisty.
KK: Andrzej Grodecki, to także utytułowany zawodnik, wicemistrz, a nawet mistrz Polski w tej dyscyplinie. Idziesz więc śladami mistrza, a teraz nawet go przerosłeś.
MJ: Jeśli ma się takie wzorce do naśladowania, mówię o Andrzeju Grodeckim, to trudno z nich nie skorzystać traktując poważnie dyscyplinę. To w końcu musi przynieść efekty. Poza tym spod jego ręki wyszło wielu dobrych zawodników, nie tylko ja.
KK: Właśnie. Marcin Sidorowicz, także fromborczanin i wychowanek Andrzej Grodeckiego, był trzeci w warcabach aktywnych i drugi w blitzu.
MJ: Zgadza się, Marcin też prezentuje w tym roku wysoką formę.
KK: Twoja tegoroczna potrójna korona nie powinna dziwić tych, którzy choć cokolwiek interesują się warcabami i wynikami rywalizacji krajowej. W ubiegłym roku niewiele Ci brakowało…
MJ: Faktycznie, w ubiegłym roku zabrakło mi tylko trzeciego złota. Dwa zdobyłem, ale zamiast trzeciego wskoczył mi srebrny medal. W tym roku udało mi się to jednak nadrobić.
KK: Gratuluję Ci więc i życzę dalszych sukcesów, nie tylko na arenie krajowej.
MJ: Za gratulacje dziękuję, ale za dalsze życzenia już nie, niestety. Nie chcę zapeszyć.
poniedziałek, 28 grudnia 2009
Jacy rodzice (z UB) takie dzieci, co rządzą teraz Polską!
W pierwszej, drugiej, a zwłaszcza w trzeciej i czwartej władzy (sądownictwo i media) demokratyczne lub nawet pseudodemokratyczne metody wyboru i doboru są marginalne. Przykłady dominacji oraz opiniotwórczości dzieci funkcjonariuszy zbrodniczej wobec Polaków formacji są gołym okiem widoczne na karierach wielu polityków i dziennikarzy.
Przy konstruowaniu ustawy deubekizacyjnej należało się zastanowić jak objąć jej przepisami również spadkobierców kryminogennych środowisk hołdujących antypolskiej wschodniej tradycji, aby wyłączyć ich z możliwości pracy ustawodawczej, politycznej, informacyjnej. Bez tego Polska dalej pozostanie Ubekistanem, w bardziej lub mniej ukrytej formie.
O tym, że ubeckie (czekistowskie = enkawudeowskie) metody przechodzą bardzo często bezwiednie z ojca na dzieci przypominają nam różne „ikony” polskiego życia publicznego i medialnego. Ale co się dziwić? Jakie dziennikarstwo taki i jego symbol. Bardzo często zdarza się, że korzystając z dogodnego przypadku „ikony” dziennikarstwa przepytują, a w zasadzie nawet przesłuchują członków rodzin polityków, a częścią tak nabytej wiedzy dzielą się publicznie w mediach, zarabiając na ciężki kawałek dziennikarskiego chleba.
Jako żywo działania niektórych „ikon” przypominają metody stosowane przez przeprowadzających w latach minionych przeszukania w domach opozycjonistów. Adresatem „podchwytliwych” pytań częstokroć (bez okazywania najmniejszych skrupułów, czy obaw o etyczną stronę stawiania pytań niewinnemu) były dzieci. I tak słychać było pytanie takie na przykład: „Dziewczynko, a gdzie twój tatuś chowa pisemka lub papiery? Pod które łóżeczko? A może wynosi na strych, do piwnicy?” Nieświadome dziecko najczęściej „sypało” ojca czy matkę, nie mając w ogóle najmniejszego pojęcia, że jest bezwzględnie wykorzystywane w grze przeciw rodzicom. Gdy później, gdy nieco podrosło, rodziły się w głowie dziecka wyrzuty sumienia: „Wydałem/am tatę! Mamę! Co ja zrobiłem/am? Czy zgrzeszyłem/am śmiertelnie?
Za tego rodzaju działania „ikon” polskiego dziennikarstwa oprócz tytułu „hieny roku” powinny one otrzymać obligatoryjnie order im. Pawlika Morozowa, patrona sowieckich pionierów, który nie wahał się dla prawdy i postępu (tzw. rozkułaczenia) wskazać właściwym organom, gdzie ojciec ukrył „zakazaną” krowę. Efekt: donosiciel stracił ojca i matkę, których rozstrzelano.
Przy konstruowaniu ustawy deubekizacyjnej należało się zastanowić jak objąć jej przepisami również spadkobierców kryminogennych środowisk hołdujących antypolskiej wschodniej tradycji, aby wyłączyć ich z możliwości pracy ustawodawczej, politycznej, informacyjnej. Bez tego Polska dalej pozostanie Ubekistanem, w bardziej lub mniej ukrytej formie.
O tym, że ubeckie (czekistowskie = enkawudeowskie) metody przechodzą bardzo często bezwiednie z ojca na dzieci przypominają nam różne „ikony” polskiego życia publicznego i medialnego. Ale co się dziwić? Jakie dziennikarstwo taki i jego symbol. Bardzo często zdarza się, że korzystając z dogodnego przypadku „ikony” dziennikarstwa przepytują, a w zasadzie nawet przesłuchują członków rodzin polityków, a częścią tak nabytej wiedzy dzielą się publicznie w mediach, zarabiając na ciężki kawałek dziennikarskiego chleba.
Jako żywo działania niektórych „ikon” przypominają metody stosowane przez przeprowadzających w latach minionych przeszukania w domach opozycjonistów. Adresatem „podchwytliwych” pytań częstokroć (bez okazywania najmniejszych skrupułów, czy obaw o etyczną stronę stawiania pytań niewinnemu) były dzieci. I tak słychać było pytanie takie na przykład: „Dziewczynko, a gdzie twój tatuś chowa pisemka lub papiery? Pod które łóżeczko? A może wynosi na strych, do piwnicy?” Nieświadome dziecko najczęściej „sypało” ojca czy matkę, nie mając w ogóle najmniejszego pojęcia, że jest bezwzględnie wykorzystywane w grze przeciw rodzicom. Gdy później, gdy nieco podrosło, rodziły się w głowie dziecka wyrzuty sumienia: „Wydałem/am tatę! Mamę! Co ja zrobiłem/am? Czy zgrzeszyłem/am śmiertelnie?
Za tego rodzaju działania „ikon” polskiego dziennikarstwa oprócz tytułu „hieny roku” powinny one otrzymać obligatoryjnie order im. Pawlika Morozowa, patrona sowieckich pionierów, który nie wahał się dla prawdy i postępu (tzw. rozkułaczenia) wskazać właściwym organom, gdzie ojciec ukrył „zakazaną” krowę. Efekt: donosiciel stracił ojca i matkę, których rozstrzelano.
środa, 23 grudnia 2009
Frombork: Strachy radnego – Ta pani nie będzie tu pracować
Jako, że rozmowa odbywała się przy świadkach, w miejscu publicznym, nie mam skrupułów z ujawnieniem jej przebiegu.
Otóż od Nowego Roku Henryk Horbacz, dyrektor fromborskiego Miejsko–Gminnego Ośrodka Kultury zamierzał zatrudnić opiekuna do świetlicy w Jędrychowie (jedno z sołectw gminy Frombork). Dyrektor oczywiście konsultował z mieszkańcami wioski kandydatury świetliczanek (dwie panie zgłosiły się) m.in. z sołtysem Józefem Korybskim, który jest także radnym. Sołtys w zasadzie nie miał zastrzeżeń, a przynajmniej powiedział, że on się nie będzie wtrącał, bo to sprawa dyrektora, kogo zatrudnić. Spraw pewnie skończyłaby się na tym, ale gdy informacja o planowanym zatrudnieniu jednej z kandydatek została przez dyrektora M–GOK puszczona w tzw. eter, to z niewiadomych powodów do gabinetu dyrektora wpadł rozjuszony sołtys Korybski pokrzykując coś w rodzaju, że tak, to nie będzie. Okazałem czujność i akurat miałem w ręku, po skończonej rozmowie, telefon komórkowy; wietrząc awanturę włączyłem więc dyktafon. Oczywiście pan radny sprecyzował, co „tak, to nie będzie”. Stwierdził, że ta pani nie będzie pracować w świetlicy i on zwoła zebranie strażaków i mieszkańców (jest on także szefem OSP w Jędrychowie), podczas którego zadecydują, tak jak on powiedział. I że on powiadomi prasę, by opisała dyrektora.
W tym momencie parsknąłem śmiechem i trochę zaplułem klawiaturę i monitor. Sołtys dziwnie na mnie spojrzał, nie wiem dlaczego. Pamiętam bowiem z okresu gdy byłem dziennikarzem, że prasa nie zajmowała się raczej polityką kadrową wewnątrz firmy. Chyba, że dochodziło do jakichś nieprawidłowości np. w zakresie kodeksu pracy. Poza tym sołtysowi Korybskiemu pochrzaniły się chyba kompetencje, bo z tego co się orientuję, to dyrektor firmy jest od zatrudniania i decydowania o tym, kogo zatrudnić. Na pewno nie są to kompetencje sołtysa, radnego czy też nawet wioskowego szefa OSP. Rozśmieszyła mnie też „groźba” powiadomienia prasy lokalnej, bo o czym miałaby niby pisać. O tym, że dyrektor nie chce zatrudnić osoby, którą wskazuje sołtys, bo inna kandydatka nie podoba się sołtysowi?
Sołtys Józef Korybski jest sołtysem dość długo. Dość długo działa aktywnie także w OSP. Radnym jest od tej kadencji. Jego zasług z zakresu działania na tych polach nie zamierzam mu odbierać, ale on widocznie poczuł wodę sodową w głowie i bąbelki zaczęły mu uderzać w komórki mózgowe, gdyż zaczyna traktować sołectwo oraz świetlicę będącą w zarządzie M–GOK (mieszczącą się w jednym budynku z remizą OSP), niczym własne gospodarstwo. Uważam, że tego już jest za wiele i dziwię się, że ludzie z Jędrychowa wybierają takich ludzi na sołtysów i radnych. Niewątpliwie w działaniach sołtysa Korybskiego spore znaczenie ma jego dość bliska znajomość z panią burmistrz, bo tylko tą znajomością można tłumaczyć jego arogancję.
On pewnie uważa, że tak można tj. wywierać presję, grozić i szantażować dyrektorów jednostek samorządowych.
Ja tak nie uważam. Uważam natomiast, że takich ludzi należy może nie eliminować z życia publicznego, lecz nie dopuszczać by pełnili oni funkcje, które wiążą się z podejmowaniem decyzji. Bo takim ludziom po jakimś czasie woda uderza do głowy tak mocno, że zachowują się nieodpowiedzialnie, ze szkodą dla środowiska. Będę o tym niewątpliwie pamiętał np. podczas kampanii wyborczej, gdy pan sołtys zachce sobie wystartować ponownie na radnego.
Otóż od Nowego Roku Henryk Horbacz, dyrektor fromborskiego Miejsko–Gminnego Ośrodka Kultury zamierzał zatrudnić opiekuna do świetlicy w Jędrychowie (jedno z sołectw gminy Frombork). Dyrektor oczywiście konsultował z mieszkańcami wioski kandydatury świetliczanek (dwie panie zgłosiły się) m.in. z sołtysem Józefem Korybskim, który jest także radnym. Sołtys w zasadzie nie miał zastrzeżeń, a przynajmniej powiedział, że on się nie będzie wtrącał, bo to sprawa dyrektora, kogo zatrudnić. Spraw pewnie skończyłaby się na tym, ale gdy informacja o planowanym zatrudnieniu jednej z kandydatek została przez dyrektora M–GOK puszczona w tzw. eter, to z niewiadomych powodów do gabinetu dyrektora wpadł rozjuszony sołtys Korybski pokrzykując coś w rodzaju, że tak, to nie będzie. Okazałem czujność i akurat miałem w ręku, po skończonej rozmowie, telefon komórkowy; wietrząc awanturę włączyłem więc dyktafon. Oczywiście pan radny sprecyzował, co „tak, to nie będzie”. Stwierdził, że ta pani nie będzie pracować w świetlicy i on zwoła zebranie strażaków i mieszkańców (jest on także szefem OSP w Jędrychowie), podczas którego zadecydują, tak jak on powiedział. I że on powiadomi prasę, by opisała dyrektora.
W tym momencie parsknąłem śmiechem i trochę zaplułem klawiaturę i monitor. Sołtys dziwnie na mnie spojrzał, nie wiem dlaczego. Pamiętam bowiem z okresu gdy byłem dziennikarzem, że prasa nie zajmowała się raczej polityką kadrową wewnątrz firmy. Chyba, że dochodziło do jakichś nieprawidłowości np. w zakresie kodeksu pracy. Poza tym sołtysowi Korybskiemu pochrzaniły się chyba kompetencje, bo z tego co się orientuję, to dyrektor firmy jest od zatrudniania i decydowania o tym, kogo zatrudnić. Na pewno nie są to kompetencje sołtysa, radnego czy też nawet wioskowego szefa OSP. Rozśmieszyła mnie też „groźba” powiadomienia prasy lokalnej, bo o czym miałaby niby pisać. O tym, że dyrektor nie chce zatrudnić osoby, którą wskazuje sołtys, bo inna kandydatka nie podoba się sołtysowi?
Sołtys Józef Korybski jest sołtysem dość długo. Dość długo działa aktywnie także w OSP. Radnym jest od tej kadencji. Jego zasług z zakresu działania na tych polach nie zamierzam mu odbierać, ale on widocznie poczuł wodę sodową w głowie i bąbelki zaczęły mu uderzać w komórki mózgowe, gdyż zaczyna traktować sołectwo oraz świetlicę będącą w zarządzie M–GOK (mieszczącą się w jednym budynku z remizą OSP), niczym własne gospodarstwo. Uważam, że tego już jest za wiele i dziwię się, że ludzie z Jędrychowa wybierają takich ludzi na sołtysów i radnych. Niewątpliwie w działaniach sołtysa Korybskiego spore znaczenie ma jego dość bliska znajomość z panią burmistrz, bo tylko tą znajomością można tłumaczyć jego arogancję.
On pewnie uważa, że tak można tj. wywierać presję, grozić i szantażować dyrektorów jednostek samorządowych.
Ja tak nie uważam. Uważam natomiast, że takich ludzi należy może nie eliminować z życia publicznego, lecz nie dopuszczać by pełnili oni funkcje, które wiążą się z podejmowaniem decyzji. Bo takim ludziom po jakimś czasie woda uderza do głowy tak mocno, że zachowują się nieodpowiedzialnie, ze szkodą dla środowiska. Będę o tym niewątpliwie pamiętał np. podczas kampanii wyborczej, gdy pan sołtys zachce sobie wystartować ponownie na radnego.
poniedziałek, 21 grudnia 2009
Cicha noc – kolęda, która może szkodzić, a nawet zabić
Różnym takim tam oraz innym „europejczykom” przeszkadzają symbole religijne np. krzyż w miejscu publicznym. Niektórym przeszkadza każdy niemal objaw religijności okazywany publicznie.
W tradycji chrześcijańskiej w okresie świąt Bożego Narodzenia, jako wyraz wiary, funkcjonują m.in. kolędy. Śpiewa się je nawet w miejscach publicznych.
Nie wiadomo jak długo jeszcze świętowanie np. Bożego Narodzenia oraz śpiewanie kolęd dopuszczać będą tzw. normy europejskie. By nowej, świeckiej tradycji stało się zadość. Może niedługo zajdzie potrzeba i konieczność czczenia narodzin Pana np. w podziemiu.
Dla takich celów chyba powstał film pt.: „Cicha noc – do śpiewania w domu po kryjomu”, który właśnie pojawił się na Youtube, a który prezentuję poniżej.
UWAGA! OSTRZEŻENIE und PORADA BEZPŁATNA! Oglądanie filmu odbywa się na ryzyko oglądającego. Wszelkim lewakom i ludziom tzw. nowoczesnej Europy odradzam jego oglądanie bez konsultacji z lekarzem lub farmaceutą. Może szkodzić! A nawet zabić!
W tradycji chrześcijańskiej w okresie świąt Bożego Narodzenia, jako wyraz wiary, funkcjonują m.in. kolędy. Śpiewa się je nawet w miejscach publicznych.
Nie wiadomo jak długo jeszcze świętowanie np. Bożego Narodzenia oraz śpiewanie kolęd dopuszczać będą tzw. normy europejskie. By nowej, świeckiej tradycji stało się zadość. Może niedługo zajdzie potrzeba i konieczność czczenia narodzin Pana np. w podziemiu.
Dla takich celów chyba powstał film pt.: „Cicha noc – do śpiewania w domu po kryjomu”, który właśnie pojawił się na Youtube, a który prezentuję poniżej.
UWAGA! OSTRZEŻENIE und PORADA BEZPŁATNA! Oglądanie filmu odbywa się na ryzyko oglądającego. Wszelkim lewakom i ludziom tzw. nowoczesnej Europy odradzam jego oglądanie bez konsultacji z lekarzem lub farmaceutą. Może szkodzić! A nawet zabić!
sobota, 19 grudnia 2009
Stawiam pytanie jak Waldemar Pawlak: Czy premier wiedział!?
Podczas wczorajszej konferencji prasowej wicepremier Waldemar Pawlak poinformował, że Urząd Skarbowy zablokował konto PSL.
Wczoraj też ten sam Waldemar Pawlak stawiał na swoim blogu pytanie Czy premier wiedział!? Wprawdzie dotyczyło ono innej kwestii, ale mnie akurat zachciało się je powtórzyć dodając jeszcze kilka „czy” oraz „dlaczego”.
Pytam więc: Czy premier wiedział!?
1. Czy Donald Tusk wiedział, że pierwszy Urząd Skarbowy w Warszawie wszczął postępowanie egzekucyjne i ma zamiar zablokować konta koalicyjnego partnera Platformy?
2. Dlaczego, jeśli wiedział, nie pomógł koalicjantowi, któremu sąd nakazał spłacić kwotę 9,4 mln zł (z odsetkami łącznie ok. 18 mln zł) mimo, że ten koalicjant złożył podanie do ministra finansów o rozłożenie należności na raty?
3. Czy, jeśli wiedział, jest to realizacja przez PO obietnic wyborczych dotyczących zaprzestania finansowania partii politycznych z budżetu państwa?
4. Dlaczego do premiera Tuska nie trafiają argumenty jego zastępcy o linczowaniu partii politycznej? I to nie byle jakiej partii, bo koalicyjnej.
5. Dlaczego premier nie słyszy głosu skarbnik Naczelnego Komitetu Wykonawczego PSL, Stanisława Żelichowskiego, że „Partia, żeby istnieć na scenie politycznej, musi mieć środki”?
6. Dlaczego premier Tusk nie chce skorzystać z propozycji PSL, by do kasy państwa, co kwartał wpływała kwota 450 tys. zł, czyli 1,8 mln zł rocznie?
7. Czy premier Tuska zamierza zlicytować majątek PSL, żeby odzyskać należną Skarbowi Państwa, którą to należność zasądził niezawisły sąd?
Na dzisiaj dość już pytań. Na odpowiedzi czekać nie będę.
700 LAT GRODU KOPERNIKA (1310–2010)
Wczoraj też ten sam Waldemar Pawlak stawiał na swoim blogu pytanie Czy premier wiedział!? Wprawdzie dotyczyło ono innej kwestii, ale mnie akurat zachciało się je powtórzyć dodając jeszcze kilka „czy” oraz „dlaczego”.
Pytam więc: Czy premier wiedział!?
1. Czy Donald Tusk wiedział, że pierwszy Urząd Skarbowy w Warszawie wszczął postępowanie egzekucyjne i ma zamiar zablokować konta koalicyjnego partnera Platformy?
2. Dlaczego, jeśli wiedział, nie pomógł koalicjantowi, któremu sąd nakazał spłacić kwotę 9,4 mln zł (z odsetkami łącznie ok. 18 mln zł) mimo, że ten koalicjant złożył podanie do ministra finansów o rozłożenie należności na raty?
3. Czy, jeśli wiedział, jest to realizacja przez PO obietnic wyborczych dotyczących zaprzestania finansowania partii politycznych z budżetu państwa?
4. Dlaczego do premiera Tuska nie trafiają argumenty jego zastępcy o linczowaniu partii politycznej? I to nie byle jakiej partii, bo koalicyjnej.
5. Dlaczego premier nie słyszy głosu skarbnik Naczelnego Komitetu Wykonawczego PSL, Stanisława Żelichowskiego, że „Partia, żeby istnieć na scenie politycznej, musi mieć środki”?
6. Dlaczego premier Tusk nie chce skorzystać z propozycji PSL, by do kasy państwa, co kwartał wpływała kwota 450 tys. zł, czyli 1,8 mln zł rocznie?
7. Czy premier Tuska zamierza zlicytować majątek PSL, żeby odzyskać należną Skarbowi Państwa, którą to należność zasądził niezawisły sąd?
Na dzisiaj dość już pytań. Na odpowiedzi czekać nie będę.
700 LAT GRODU KOPERNIKA (1310–2010)
piątek, 18 grudnia 2009
Ksiądz arcybiskup Henryk Muszyński prymasem
Przyznam, że nie miałem zbyt dużo czasu na grzebanie w sieci, dlatego też skorzystałem z gotowego tekstu Piotra Semki.
Tak więc wszystkie tu zamieszczone
cytaty za tekstem „Prymasostwo za wszelką cenę” Piotra Semki opublikowanym w „Rzeczpospolitej”
„Komisja kościelna wydała werdykt w sprawie ok. 30 przypadków TW w episkopacie, uznając, że żaden z ich nie był świadomym ani szkodliwym współpracownikiem bezpieki.”
Świadomości swego postępowania może nie mieć np. debil. Debil może też szkodzić swoim nieświadomym postępowaniem. Można też nie mieć świadomości postępowania po spożyciu sporej dawki alkoholu.
Nie uważam, że te ok. 30 przypadków TW w episkopacie, to same tylko i wyłącznie debile albo osoby będące bez przerwy nawalone.
„Obrońcy przyszłego prymasa wskazywać będą zapewne, że abp Muszyński przeszedł wyznaczoną przez episkopat procedurę lustracyjną, której wyniki bez zastrzeżeń przyjęła do wiadomości Stolica Apostolska”
Teraz pora, żeby inne środowiska np. dziennikarze, sędziowie, prokuratorzy, naukowcy dokonali wśród siebie, samodzielnie, bez udziału czynników zewnętrznych tzw. autolustracji. Wyda się kolegom i koleżankom świadectwa moralności i wszystko będzie w porządku.
„ (…) Kościelna Komisja Historyczna, potwierdziła, iż SB zarejestrowała duchownego w 1975 r. najpierw jako kandydata na współpracownika, a w 1984 r. jako tajnego współpracownika o pseudonimie Henryk. Z listy TW został on wykreślony w 1989r.”
„Cywilne” komisje środowisk, które wcześniej wymieniłem, też takie rzeczy stwierdzą. A potem wyda się kolegom i koleżankom świadectwa moralności i wszystko będzie w porządku.
I każdy, który przejdzie proces autolustracji środowiskowej złoży publicznie oświadczenie o treści identycznej z tą, którą wypowiedział ksiądz arcybiskup Henryk Muszyński (trzy zdania tylko):
„Pragnę oświadczyć z całą stanowczością, że nigdy, w żadnej formie – ani ustnej, ani pisemnej – nie wyraziłem zgody na jakąkolwiek formę współpracy z SB”
„cały problem sprowadza się do tego, jaką wagę przypisuje się określeniu TW. Ponieważ wiem, jak wyglądała rzeczywistość, jestem wewnętrznie spokojny”
Polecam także tekst ks. Tadeusza Isakowicza–Zaleskiego pt. „Kłopoty z biskupami” opublikowany na jego blogu
700 LAT GRODU KOPERNIKA (1310–2010)
Tak więc wszystkie tu zamieszczone
cytaty za tekstem „Prymasostwo za wszelką cenę” Piotra Semki opublikowanym w „Rzeczpospolitej”
„Komisja kościelna wydała werdykt w sprawie ok. 30 przypadków TW w episkopacie, uznając, że żaden z ich nie był świadomym ani szkodliwym współpracownikiem bezpieki.”
Świadomości swego postępowania może nie mieć np. debil. Debil może też szkodzić swoim nieświadomym postępowaniem. Można też nie mieć świadomości postępowania po spożyciu sporej dawki alkoholu.
Nie uważam, że te ok. 30 przypadków TW w episkopacie, to same tylko i wyłącznie debile albo osoby będące bez przerwy nawalone.
„Obrońcy przyszłego prymasa wskazywać będą zapewne, że abp Muszyński przeszedł wyznaczoną przez episkopat procedurę lustracyjną, której wyniki bez zastrzeżeń przyjęła do wiadomości Stolica Apostolska”
Teraz pora, żeby inne środowiska np. dziennikarze, sędziowie, prokuratorzy, naukowcy dokonali wśród siebie, samodzielnie, bez udziału czynników zewnętrznych tzw. autolustracji. Wyda się kolegom i koleżankom świadectwa moralności i wszystko będzie w porządku.
„ (…) Kościelna Komisja Historyczna, potwierdziła, iż SB zarejestrowała duchownego w 1975 r. najpierw jako kandydata na współpracownika, a w 1984 r. jako tajnego współpracownika o pseudonimie Henryk. Z listy TW został on wykreślony w 1989r.”
„Cywilne” komisje środowisk, które wcześniej wymieniłem, też takie rzeczy stwierdzą. A potem wyda się kolegom i koleżankom świadectwa moralności i wszystko będzie w porządku.
I każdy, który przejdzie proces autolustracji środowiskowej złoży publicznie oświadczenie o treści identycznej z tą, którą wypowiedział ksiądz arcybiskup Henryk Muszyński (trzy zdania tylko):
„Pragnę oświadczyć z całą stanowczością, że nigdy, w żadnej formie – ani ustnej, ani pisemnej – nie wyraziłem zgody na jakąkolwiek formę współpracy z SB”
„cały problem sprowadza się do tego, jaką wagę przypisuje się określeniu TW. Ponieważ wiem, jak wyglądała rzeczywistość, jestem wewnętrznie spokojny”
Polecam także tekst ks. Tadeusza Isakowicza–Zaleskiego pt. „Kłopoty z biskupami” opublikowany na jego blogu
700 LAT GRODU KOPERNIKA (1310–2010)
czwartek, 17 grudnia 2009
Frombork: Komitet Honorowy obchodów 700–lecia
W kolejności alfabetycznej przedstawiam skład Komitetu Honorowego obchodów 700–lecia nadania praw miejskich Fromborkowi.
Komitet odbył już pierwsze spotkanie, a o jego przebiegu i ustaleniach poinformuję w następnej notce.
Przewodniczący
1. Marian Podziewski – Wojewoda Warmińsko–Mazurski
Z–ca Przewodniczącego
2. Krystyna Lewańska – Burmistrz Miasta i Gminy Frombork
Członkowie
3. Zbigniew Babalski – Poseł na Sejm RP
4. Henryk Bakinowski – Kierownik Powiatowej Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa w Braniewie
5. Jan Bobek – Radny Sejmiku Województwa Warmińsko–Mazurskiego, Nadleśniczy Nadleśnictwa Zaporowo
6. Joachim Bleicker – Konsul Generalny Republiki Federalnej Niemiec w Gdańsku
7. Krystyna Bochenek – Wicemarszałek Senatu RP
8. Małgorzata Bogdanowicz–Bartnikowska – Warmińsko–Mazurski Kurator Oświaty
9. Ryszard Chrzanowski – Przedsiębiorca z Fromborka
10. Zbigniew Ciach – Przedsiębiorca z Fromborka
11. Janusz Cygański – Dyrektor Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie
12. Zygmunt Czarnecki – Przedsiębiorca z Fromborka
13. gen. bryg. Andrzej Danielewski – Dowódca 9 Brygady Kawalerii Pancernej w Braniewie
14. gen. dyw. Bogusław Samol – Dowódca 16 Pomorskiej Dywizji Zmechanizowanej w Elblągu
15. Lech Drożdżyński – Prezes Zarządu Głównego PTTK w Warszawie
16. Leszek Dziąg – Starosta Braniewski
17. Maria Gawryluk – Konserwator Zabytków, Kierownik Delegatury w Elblągu
18. prof. dr hab. Jerzy Gąssowski – Dyrektor Instytutu Antropologii i Archeologii Akademii Humanistycznej w Pułtusku
19. Witold Gintowt–Dziewałtowski – Poseł na Sejm RP
20. ks. infułat dr Jan Jerzy Górny – Przedstawiciel Kapituły Warmińskiej
21. prof. dr hab. Józef Górniewicz – Rektor Uniwersytetu Warmińsko – Mazurskiego w Olsztynie
22. gen. bryg. Wojciech Grabowski – Zastępca Szefa Zarządu Planowania Operacyjnego Sztabu Generalnego Wojska Polskiego w Warszawie
23. Aleksander Grigoriew – Mer Swietłego, Rosja
24. Piotr Grzymowicz – Prezydent Olsztyna
25. Tadeusz Iwiński – Poseł na Sejm RP
26. prof. dr hab. Adam Koseski – Rektor Akademii Humanistycznej w Pułtusku
27. Adam Krzyśków – Poseł na Sejm RP, Prezes Zarządu Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska w Olsztynie
28. Stanisław Lichosyt – Burmistrz Miasta Sucha Beskidzka
29. prof. Jacek Majchrowski – Prezydent Krakowa
30. Robert Malinowski – Prezydent Grudziądza
31. Algirdas Alisauskas – Mer Kazlu Ruda, Litwa
32. gen. dyw. Wiesław Michnowicz – Szef Zarządu Szkolenia Sztabu Generalnego WP w Warszawie
33. insp. Sławomir Mierzwa – Komendant Wojewódzki Policji w Olsztynie
34. Henryk Mroziński – Burmistrz Braniewa
35. prof. dr. hab. Karol Musioł – Rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie
36. Tadeusz Naguszewski – Poseł na Sejm RP
37. Andrzej Pałucki – Prezydent Włocławka
38. prof. dr hab. Andrzej Radzimiński – Rektor Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu
39. Jan Romanowski – Prezes Koła Związku Kombatantów RP i Byłych Więźniów Politycznych we Fromborku
40. mł. insp. Grzegorz Sieński – Komendant Powiatowy Policji w Braniewie
41. dr Jerzy Sikorski – historyk z Olsztyna
42. hm Małgorzata Sinica – Naczelnik Związku Harcerstwa Polskiego w Warszawie
43. Henryk Słonina – Prezydent Elbląga
44. bryg. mgr inż. Jan Słupski – Warmińsko–Mazurski Komendant Wojewódzkiej Straży Pożarnej
45. kmdr Piotr Stocki – Dowódca Morskiego Oddziału Straży Granicznej w Gdańsku
46. kpt. mgr Władysław Szczepanowicz – Komendant Powiatowej Straży Pożarnej w Braniewie
47. Stefan Szmit – Właściciel drukarni EL–GRAF w Elblągu
48. Jolanta Szulc – Wicemarszałek Województwa Warmińsko–Mazurskiego
49. Artur Wajs – Burmistrz Lidzbarka Warmińskiego
50. Michał Zaleski – Prezydent Miasta Torunia
51. Barbara Zalewska – Warmińsko–Mazurski Konserwator Zabytków
52. Bogdan Zdrojewski – Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego
53. ks. abp Wojciech Ziemba – Metropolita Warmiński
54. Piotr Żuchowski – Wiceminister Kultury i Dziedzictwa Narodowego
55. Adam Żyliński – Poseł na Sejm RP
Komitet odbył już pierwsze spotkanie, a o jego przebiegu i ustaleniach poinformuję w następnej notce.
Przewodniczący
1. Marian Podziewski – Wojewoda Warmińsko–Mazurski
Z–ca Przewodniczącego
2. Krystyna Lewańska – Burmistrz Miasta i Gminy Frombork
Członkowie
3. Zbigniew Babalski – Poseł na Sejm RP
4. Henryk Bakinowski – Kierownik Powiatowej Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa w Braniewie
5. Jan Bobek – Radny Sejmiku Województwa Warmińsko–Mazurskiego, Nadleśniczy Nadleśnictwa Zaporowo
6. Joachim Bleicker – Konsul Generalny Republiki Federalnej Niemiec w Gdańsku
7. Krystyna Bochenek – Wicemarszałek Senatu RP
8. Małgorzata Bogdanowicz–Bartnikowska – Warmińsko–Mazurski Kurator Oświaty
9. Ryszard Chrzanowski – Przedsiębiorca z Fromborka
10. Zbigniew Ciach – Przedsiębiorca z Fromborka
11. Janusz Cygański – Dyrektor Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie
12. Zygmunt Czarnecki – Przedsiębiorca z Fromborka
13. gen. bryg. Andrzej Danielewski – Dowódca 9 Brygady Kawalerii Pancernej w Braniewie
14. gen. dyw. Bogusław Samol – Dowódca 16 Pomorskiej Dywizji Zmechanizowanej w Elblągu
15. Lech Drożdżyński – Prezes Zarządu Głównego PTTK w Warszawie
16. Leszek Dziąg – Starosta Braniewski
17. Maria Gawryluk – Konserwator Zabytków, Kierownik Delegatury w Elblągu
18. prof. dr hab. Jerzy Gąssowski – Dyrektor Instytutu Antropologii i Archeologii Akademii Humanistycznej w Pułtusku
19. Witold Gintowt–Dziewałtowski – Poseł na Sejm RP
20. ks. infułat dr Jan Jerzy Górny – Przedstawiciel Kapituły Warmińskiej
21. prof. dr hab. Józef Górniewicz – Rektor Uniwersytetu Warmińsko – Mazurskiego w Olsztynie
22. gen. bryg. Wojciech Grabowski – Zastępca Szefa Zarządu Planowania Operacyjnego Sztabu Generalnego Wojska Polskiego w Warszawie
23. Aleksander Grigoriew – Mer Swietłego, Rosja
24. Piotr Grzymowicz – Prezydent Olsztyna
25. Tadeusz Iwiński – Poseł na Sejm RP
26. prof. dr hab. Adam Koseski – Rektor Akademii Humanistycznej w Pułtusku
27. Adam Krzyśków – Poseł na Sejm RP, Prezes Zarządu Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska w Olsztynie
28. Stanisław Lichosyt – Burmistrz Miasta Sucha Beskidzka
29. prof. Jacek Majchrowski – Prezydent Krakowa
30. Robert Malinowski – Prezydent Grudziądza
31. Algirdas Alisauskas – Mer Kazlu Ruda, Litwa
32. gen. dyw. Wiesław Michnowicz – Szef Zarządu Szkolenia Sztabu Generalnego WP w Warszawie
33. insp. Sławomir Mierzwa – Komendant Wojewódzki Policji w Olsztynie
34. Henryk Mroziński – Burmistrz Braniewa
35. prof. dr. hab. Karol Musioł – Rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie
36. Tadeusz Naguszewski – Poseł na Sejm RP
37. Andrzej Pałucki – Prezydent Włocławka
38. prof. dr hab. Andrzej Radzimiński – Rektor Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu
39. Jan Romanowski – Prezes Koła Związku Kombatantów RP i Byłych Więźniów Politycznych we Fromborku
40. mł. insp. Grzegorz Sieński – Komendant Powiatowy Policji w Braniewie
41. dr Jerzy Sikorski – historyk z Olsztyna
42. hm Małgorzata Sinica – Naczelnik Związku Harcerstwa Polskiego w Warszawie
43. Henryk Słonina – Prezydent Elbląga
44. bryg. mgr inż. Jan Słupski – Warmińsko–Mazurski Komendant Wojewódzkiej Straży Pożarnej
45. kmdr Piotr Stocki – Dowódca Morskiego Oddziału Straży Granicznej w Gdańsku
46. kpt. mgr Władysław Szczepanowicz – Komendant Powiatowej Straży Pożarnej w Braniewie
47. Stefan Szmit – Właściciel drukarni EL–GRAF w Elblągu
48. Jolanta Szulc – Wicemarszałek Województwa Warmińsko–Mazurskiego
49. Artur Wajs – Burmistrz Lidzbarka Warmińskiego
50. Michał Zaleski – Prezydent Miasta Torunia
51. Barbara Zalewska – Warmińsko–Mazurski Konserwator Zabytków
52. Bogdan Zdrojewski – Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego
53. ks. abp Wojciech Ziemba – Metropolita Warmiński
54. Piotr Żuchowski – Wiceminister Kultury i Dziedzictwa Narodowego
55. Adam Żyliński – Poseł na Sejm RP
środa, 9 grudnia 2009
Gmeranie przy konstytucji
Czy zmienić Konstytucję, by prezydent miał większą lub mniejszą rolę w sprawowaniu władzy? To temat, który zajmuje wielu w ostatnim czasie. Dlaczego?
Gdy widzę, że partia, jakakolwiek partia, zaczyna gmerać w przepisach pod koniec kadencji lub przy innych wyborach, to szlag mnie trafia.
Poprawki w ordynacji i innych ustawach, a teraz planowane w Konstytucji, czynione „tuż przed”, „za pięć dwunasta”, zawsze sprawiają wrażenie krojenia garnituru na własną miarę, nie żeby było dobrze wszystkim, tylko żeby było dobrze nam, zmieniającym przepisy.
Dlaczego politycy i partyjni działacze nigdy nie proponują takich zmian zaraz na początku kadencji po wyborach?
Bo co? Bo inne sprawy ważniejsze i poprawić je trzeba? A dlaczego nie ordynację? Bo na początku kadencji nie myśli się w dłuższej perspektywie niż ta kadencja?
To co? Nie myśli się o dobru kraju i jego społeczeństwa, tylko o własnych interesach? Nie ma się dłuższej perspektywy działania dla dobra tego kraju?
Nie mam zamiaru odpowiadać na te pytania, bo gmeranie w ustawie zasadniczej czy innych ustawach w takim okresie, dla mnie zawsze jest sprawą nieczystą.
Gdy widzę, że partia, jakakolwiek partia, zaczyna gmerać w przepisach pod koniec kadencji lub przy innych wyborach, to szlag mnie trafia.
Poprawki w ordynacji i innych ustawach, a teraz planowane w Konstytucji, czynione „tuż przed”, „za pięć dwunasta”, zawsze sprawiają wrażenie krojenia garnituru na własną miarę, nie żeby było dobrze wszystkim, tylko żeby było dobrze nam, zmieniającym przepisy.
Dlaczego politycy i partyjni działacze nigdy nie proponują takich zmian zaraz na początku kadencji po wyborach?
Bo co? Bo inne sprawy ważniejsze i poprawić je trzeba? A dlaczego nie ordynację? Bo na początku kadencji nie myśli się w dłuższej perspektywie niż ta kadencja?
To co? Nie myśli się o dobru kraju i jego społeczeństwa, tylko o własnych interesach? Nie ma się dłuższej perspektywy działania dla dobra tego kraju?
Nie mam zamiaru odpowiadać na te pytania, bo gmeranie w ustawie zasadniczej czy innych ustawach w takim okresie, dla mnie zawsze jest sprawą nieczystą.
wtorek, 6 października 2009
Brzydki, o oddechu śmierdzącym – taki powinien być agent CBA
Beata Sawicka znowu uderza w płaczliwe tony. Podczas rozpoczętego procesu, w którym jest oskarżona, to ona wysuwa zarzuty. Zarzuty pod adresem agenta CBA i tej instytucji.
Przystojny, pachnący, bogaty, z dobrym samochodem, noszący złotą biżuterię, o zadbanych kręconych włosach – to ten osobnik, który obdarzał mnie prezentami i któremu pozwoliłam się całować mówi Beata Sawicka podczas procesu (nie są to cytaty). To on wykorzystał moje układy rodzinne, prywatne i zawodowe i uwiódł mnie – dodaje Sawicka łamiącym się głosem.
Moim zdaniem Sawicka zwyczajnie odwraca uwagę od meritum procesu, którym jest nie wygląd agenta, czy też jej uczucia do niego, lecz sprawy bardziej przyziemne, czyli kasa, którą przyjęła w zamian za obietnicę załatwienia konkretnej sprawy.
Czy „zarzuty” Beaty Sawickiej, to czasem nie ideał mężczyzny dla wielu kobiet, taki książe z bajki, któremu wiele kobiet uległoby, gdyby trafiły na takiego?
Przy okazji jej płaczliwego wyznania przed sądem naszły mnie takie oto refleksje. Czy jeśli agent CBA byłby pokraką, pokurczem jakimś, miał garba, był stary, śmierdziałby i jechałoby mu z gęby, to Beata Sawicka z równą ochotą pozwalałaby mu się adorować? Z jej wypowiedzi oraz zapewnień, że ona tak bezinteresownie działała, wnioskuję, że pozwoliłaby.
Głupie więc jest szefostwo CBA, które wydaje potężną kasę na budowę wizerunku swego agenta, bo dla skuteczności wystarczyłoby, by agent był brzydki, o oddechu śmierdzącym i mógłby jeździć, jeśli już, rowerem na przykład. Gdy CBA puści w teren stado takich agentów, to wyniki będą znacznie lepsze niż z tymi pachnącymi i drogimi agentami.
Przystojny, pachnący, bogaty, z dobrym samochodem, noszący złotą biżuterię, o zadbanych kręconych włosach – to ten osobnik, który obdarzał mnie prezentami i któremu pozwoliłam się całować mówi Beata Sawicka podczas procesu (nie są to cytaty). To on wykorzystał moje układy rodzinne, prywatne i zawodowe i uwiódł mnie – dodaje Sawicka łamiącym się głosem.
Moim zdaniem Sawicka zwyczajnie odwraca uwagę od meritum procesu, którym jest nie wygląd agenta, czy też jej uczucia do niego, lecz sprawy bardziej przyziemne, czyli kasa, którą przyjęła w zamian za obietnicę załatwienia konkretnej sprawy.
Czy „zarzuty” Beaty Sawickiej, to czasem nie ideał mężczyzny dla wielu kobiet, taki książe z bajki, któremu wiele kobiet uległoby, gdyby trafiły na takiego?
Przy okazji jej płaczliwego wyznania przed sądem naszły mnie takie oto refleksje. Czy jeśli agent CBA byłby pokraką, pokurczem jakimś, miał garba, był stary, śmierdziałby i jechałoby mu z gęby, to Beata Sawicka z równą ochotą pozwalałaby mu się adorować? Z jej wypowiedzi oraz zapewnień, że ona tak bezinteresownie działała, wnioskuję, że pozwoliłaby.
Głupie więc jest szefostwo CBA, które wydaje potężną kasę na budowę wizerunku swego agenta, bo dla skuteczności wystarczyłoby, by agent był brzydki, o oddechu śmierdzącym i mógłby jeździć, jeśli już, rowerem na przykład. Gdy CBA puści w teren stado takich agentów, to wyniki będą znacznie lepsze niż z tymi pachnącymi i drogimi agentami.
czwartek, 1 października 2009
Ile kosztuje wynajem Kancelarii Premiera?
O Chlebowskim nie chciałem pisać, ale „dopadł” on mnie, niestety. Dopadł on mnie nie bezpośrednio, lecz przez swoją partię, czyli przez być może skąpiradła i naciągaczy.
Okazuje się bowiem, że Platforma swoje partyjne pogaduchy odbywa teraz w Kancelarii Premiera. Nie wiem tylko czy PO płaci za wynajęcie Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
Dowiedziałem się tego z tekstu zamieszczonego tutaj: http://fakty.interia.pl/raport/afera-hazardowa/news/zarzad-platformy-wybral-nastepce-chlebowskiego,1376655. Dowiedziałem się już na samym początku prawie, zaraz po informacji zawartej w tytule o zmianie na stanowisku szefa klubu poselskiego PO. Przeczytałem taką oto rewelację:
» Po trwającym prawie pięć godzin w Kancelarii Premiera posiedzeniu, zarząd krajowy Platformy Obywatelskiej zdecydował, że Grzegorz Dolniak tymczasowo zastąpi Zbigniewa Chlebowskiego na stanowisku szefa klubu PO. «
Proszę mi więc wyjaśnić, może ktoś wie, ile kosztuje godzina wynajmu Kancelarii Premiera? 100, 200, 500, 1000 złotych? Uważam, że ostatnia stawka byłaby właściwa i uwzględnia ona jakąś darmową wodę mineralną, słone paluszki, kawę oraz herbatę, bo przez 5 godzin wysiedzieć o suchym pysku, to jednak wytrzymać trudno.
W nieodległej przeszłości stawiano zarzuty prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu, że wynajął jakąś willę czy też pałacyk, swemu bratu Jarosławowi, liderowi partii opozycyjnej. To znaczy zarzuty były nie, że wynajął tylko, że opłata była niby za niska. Zarzuty stawiały osoby, które zapewne uważają, że wynajmowanie lokali należących do prezydenta, rządu czy kto tam jest u steru władzy, wino przynosić niezłe dochody. Jeżeli jakaś willa czy też pałacyk nie stanowiące swego rodzaju centrum sprawowania władzy była wynajęta za tanio, jak krzyczeli oponenci wynajmu, to mniemam, że za wynajem centralnego ośrodka władzy, jakim jest Kancelaria Prezesa Rady Ministrów, siedziba szefa rządu, będącego jednocześnie liderem partii sprawującej władzę w Polsce, powinien kosztować niemało. Może nawet stawka, którą ja przyjąłem, jest zbyt niska, jak na rangę obiektu.
W tekście, który przywołuję, nic na temat kosztów wynajmu nie ma, a szkoda, bo moglibyśmy się dowiedzieć, że Platforma własną „krwawicą” uzupełnia np. dziurę budżetową. I to byłby uczynek szlachetny, bardzo szlachetny nawet, a poza tym świadczący o dobrych intencjach partii rządzącej. Godny pochwały wprost!
Nie dowiadujemy się tego jednak, ale za to dowiadujemy się z ust uczestników posiedzenia zarządu Platformy, czegoś innego, a mianowicie m.in.: o wyższych standardach i ich przestrzeganiu, że nie można owijać w bawełnę i tuszować prawdy, o całkowicie dobrej wierze, o nadużyciu zaufania, o ofierze manipulacji, o nieposzlakowanej opinii, o odpowiedzialność polityków, pełnej jawnej rejestracji faktów i zdarzeń oraz o innych takich tam różnych.
Zastanawiam się tylko, dlaczego PO korzysta z rządowej darmochy. Czyżby finanse tej partii, podobnie jak budżet państwa, także nie byłyby w najlepszej kondycji?
P.S. Dopuszczam oczywiście możliwość, że zarząd Platformy wpłacił lub wpłaci jednak należność za wynajem np. 5000 zł na konto Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Oczywiście po otrzymaniu faktury stamtąd.
Okazuje się bowiem, że Platforma swoje partyjne pogaduchy odbywa teraz w Kancelarii Premiera. Nie wiem tylko czy PO płaci za wynajęcie Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
Dowiedziałem się tego z tekstu zamieszczonego tutaj: http://fakty.interia.pl/raport/afera-hazardowa/news/zarzad-platformy-wybral-nastepce-chlebowskiego,1376655. Dowiedziałem się już na samym początku prawie, zaraz po informacji zawartej w tytule o zmianie na stanowisku szefa klubu poselskiego PO. Przeczytałem taką oto rewelację:
» Po trwającym prawie pięć godzin w Kancelarii Premiera posiedzeniu, zarząd krajowy Platformy Obywatelskiej zdecydował, że Grzegorz Dolniak tymczasowo zastąpi Zbigniewa Chlebowskiego na stanowisku szefa klubu PO. «
Proszę mi więc wyjaśnić, może ktoś wie, ile kosztuje godzina wynajmu Kancelarii Premiera? 100, 200, 500, 1000 złotych? Uważam, że ostatnia stawka byłaby właściwa i uwzględnia ona jakąś darmową wodę mineralną, słone paluszki, kawę oraz herbatę, bo przez 5 godzin wysiedzieć o suchym pysku, to jednak wytrzymać trudno.
W nieodległej przeszłości stawiano zarzuty prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu, że wynajął jakąś willę czy też pałacyk, swemu bratu Jarosławowi, liderowi partii opozycyjnej. To znaczy zarzuty były nie, że wynajął tylko, że opłata była niby za niska. Zarzuty stawiały osoby, które zapewne uważają, że wynajmowanie lokali należących do prezydenta, rządu czy kto tam jest u steru władzy, wino przynosić niezłe dochody. Jeżeli jakaś willa czy też pałacyk nie stanowiące swego rodzaju centrum sprawowania władzy była wynajęta za tanio, jak krzyczeli oponenci wynajmu, to mniemam, że za wynajem centralnego ośrodka władzy, jakim jest Kancelaria Prezesa Rady Ministrów, siedziba szefa rządu, będącego jednocześnie liderem partii sprawującej władzę w Polsce, powinien kosztować niemało. Może nawet stawka, którą ja przyjąłem, jest zbyt niska, jak na rangę obiektu.
W tekście, który przywołuję, nic na temat kosztów wynajmu nie ma, a szkoda, bo moglibyśmy się dowiedzieć, że Platforma własną „krwawicą” uzupełnia np. dziurę budżetową. I to byłby uczynek szlachetny, bardzo szlachetny nawet, a poza tym świadczący o dobrych intencjach partii rządzącej. Godny pochwały wprost!
Nie dowiadujemy się tego jednak, ale za to dowiadujemy się z ust uczestników posiedzenia zarządu Platformy, czegoś innego, a mianowicie m.in.: o wyższych standardach i ich przestrzeganiu, że nie można owijać w bawełnę i tuszować prawdy, o całkowicie dobrej wierze, o nadużyciu zaufania, o ofierze manipulacji, o nieposzlakowanej opinii, o odpowiedzialność polityków, pełnej jawnej rejestracji faktów i zdarzeń oraz o innych takich tam różnych.
Zastanawiam się tylko, dlaczego PO korzysta z rządowej darmochy. Czyżby finanse tej partii, podobnie jak budżet państwa, także nie byłyby w najlepszej kondycji?
P.S. Dopuszczam oczywiście możliwość, że zarząd Platformy wpłacił lub wpłaci jednak należność za wynajem np. 5000 zł na konto Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Oczywiście po otrzymaniu faktury stamtąd.
niedziela, 27 września 2009
Swobodna żegluga po Zalewie Wiślanym po rosyjsku
O tym, że Rosjanie mają w nosie porozumienie w sprawie swobodnej żeglugi po Zalewie Wiślanym pisano już m.in. tutaj:
http://prowokator321.salon24.pl/126383,skutecznosc-tuska-i-putina
http://trojmiejskaosskaa.salon24.pl/
Informację o tym wydarzeniu zamieścił jako pierwszy „Dziennik Elbląski”, o tu:
http://dziennikelblaski.wm.pl/Zaliw-zakryt-elblaski-jacht-musial-zawrocic,79011
Ciekawego, krótkiego i, moim zdaniem, niezwykle trafnego podsumowania wydarzeń dokonał w piątkowym wydaniu gazety Witold Chrzanowski, dziennikarz „DE”. Prezentuję je, za zgodą autora, w całości.
"Rosjanie nie przepuścili polskiego jachtu, którego załoga chciał przepłynąć Cieśninę Pilawską do Elbląga. Sprawą zajęło się nasze Ministerstwo Spraw Zagranicznych.
— Czekamy na wyjaśnienia Rosjan – usłyszeliśmy wczoraj od jednego z urzędników MSZ.
Ciekawe co Rosjanie powiedzą? Mam nadzieję, że ich tłumaczenie nie będzie przypominało pewnej historyjki z „Przygód dobrego wojaka Szwejka”. Jest w niej opisany szeregowy, który w trakcie przepustki został pobity przez porucznika. Gdy żołnierz poskarżył się kapralowi, ten obiecał zbadać gruntownie sprawę. Drugiego dnia, gdy szeregowiec stanął przed obliczem podoficera, ten stwierdził:
— Zbadaliśmy sprawę i rzeczywiście, szeregowy, mieliście prawo do przepustki. Odmaszerować!"
http://prowokator321.salon24.pl/126383,skutecznosc-tuska-i-putina
http://trojmiejskaosskaa.salon24.pl/
Informację o tym wydarzeniu zamieścił jako pierwszy „Dziennik Elbląski”, o tu:
http://dziennikelblaski.wm.pl/Zaliw-zakryt-elblaski-jacht-musial-zawrocic,79011
Ciekawego, krótkiego i, moim zdaniem, niezwykle trafnego podsumowania wydarzeń dokonał w piątkowym wydaniu gazety Witold Chrzanowski, dziennikarz „DE”. Prezentuję je, za zgodą autora, w całości.
"Rosjanie nie przepuścili polskiego jachtu, którego załoga chciał przepłynąć Cieśninę Pilawską do Elbląga. Sprawą zajęło się nasze Ministerstwo Spraw Zagranicznych.
— Czekamy na wyjaśnienia Rosjan – usłyszeliśmy wczoraj od jednego z urzędników MSZ.
Ciekawe co Rosjanie powiedzą? Mam nadzieję, że ich tłumaczenie nie będzie przypominało pewnej historyjki z „Przygód dobrego wojaka Szwejka”. Jest w niej opisany szeregowy, który w trakcie przepustki został pobity przez porucznika. Gdy żołnierz poskarżył się kapralowi, ten obiecał zbadać gruntownie sprawę. Drugiego dnia, gdy szeregowiec stanął przed obliczem podoficera, ten stwierdził:
— Zbadaliśmy sprawę i rzeczywiście, szeregowy, mieliście prawo do przepustki. Odmaszerować!"
poniedziałek, 31 sierpnia 2009
Zamiatanie przed Putinem, czyli od Hitlera do Buzka
Cmentarz Żołnierzy Armii Czerwonej pod Braniewem stał się ostatnio areną energicznych, ale to bardzo energicznych działań: w ruch poszły miotły, kosiarki, pędzle, farby i inny sprzęt potrzebny do sprzątania. Miał przyjechać do Braniewa Władimir Putin, premier Rosji, nijako po drodze do Gdańska, gdzie 1 września odbędą się uroczystości z okazji 70 rocznicy wybuchu II wojny światowej.
W mediach, także ogólnopolskich, informacja o ewentualnej wizycie Putina w Braniewie pojawiła się około 10 dni temu, po tym jak napisała o tym rosyjska gazeta „Komsomolskaja Prawda”. W tekście rosyjskiej gazety podkreślano, że Putin mógłby odwiedzić znajdujący się pod Braniewem cmentarz. Jako miejsce upamiętniające śmierć czerwonoarmistów został on utworzony w 1952 roku. W 750 mogiłach zbiorowych oraz 18 tzw. generalskich spoczywa tam ponad 31 tys. żołnierzy radzieckich, przede wszystkim uczestników walk III Frontu Białoruskiego. Nekropolia pod Braniewem, po Warszawie i Wrocławiu, jest jednym z największych miejsc w naszym kraju pochówku czerwonoarmistów.
W tym też czasie cmentarz wizytowali przedstawiciele rosyjskiego Ministerstwa Obrony Narodowej.
=============
A co o wizycie swojego premiera w Braniewie sądzą Rosjanie?
— Jak by to powiedzieć, żeby nie skłamać — śmieje się rosyjski dyplomata. — Jeśli Władimir Putin powie, że chce przyjechać, to przyjedzie.
Jaki był cel wizyty rosyjskich przedstawicieli MON?
— Robimy zdjęcia, które później załączymy do naszej dokumentacji — mówią. — Widać, że coś się tutaj dzieje, że trwają prace porządkowe, a cmentarz jest zadbany.
W tym samym momencie rosyjski urzędnik zrobił zdjęcie dziury w asfaltowej alejce. Mówię mu, że cmentarz na bieżąco jest sprzątany, tylko że brakuje pieniędzy...
— No cóż, kryzys, wszędzie brakuje — ucina rozmowę Rosjanin.
Cytat za: http://braniewiak.wm.pl/Nawet-jesli-Putin-nie-przyjedzie%E2%80%A9-%E2%80%94-to-posprzatac-trzeba,315
=============
Szum w związku z ewentualną wizytą premiera Rosji powstał więc niesamowity i władze miasta zabrały się energicznie do sprzątania. Burmistrz Henryk Mroziński wydaje się nie przykładał aż takiej wagi do faktu, że sprzątanie odbywa się niemal w przededniu wizyty Premiera Putina. Twierdził, że niezależnie od tego czy Putin przyjedzie, czy nie przyjedzie, cmentarz i tak trzeba było posprzątać. Nie bardzo chce mi się wierzyć burmistrzowi, że wizyta Putina nie ma tu znaczenia. Ocenić należy i porównać zarówno energię działania, jak nakład sił, środków oraz liczebność ekipy sprzątającej tj. aktualnych działań i działań w przeszłości. Wprawdzie na cmentarzu w okolicach rocznicy zakończenia wojny w Europie zawsze pojawiały się siły porządkowe, gdyż cmentarz odwiedzały rosyjskie delegacje z Obwodu Kaliningradzkiego, lecz były to nakłady znacznie mniejsze od obecnych. Często też trawa na cmentarzu wyrastała po pas niemalże, co doskonale było widać z okien aut przejeżdżających szosą z Fromborka do Braniewa, przy której cmentarz jest usytuowany.
Na znaczenie wizyty premiera Rosji w Braniewie zwrócił też uwagę Piotr Gursztyn, braniewianin, a obecnie publicysta „Dziennika”, który dla TVN powiedział m.in.:
— To może być zabawne, ale Putin może być pierwszą głową państwa w Braniewie od czasów Adolfa Hitlera, który był tam w latach 30. Od tego czasu, w PRL i Rzeczpospolitej nikt znany się tam nie pojawił.
Cytat za: http://www.tvn24.pl/12690,1616604,0,1,szykuja-cmentarz-na-przyjazd-putina,wiadomosc.html
Otóż Piotrze, nieprawdą jest, że nie było w Braniewie nikogo znanego, znaczącego od czasów wizyty wodza III Rzeszy. U schyłku lat 90. (bodajże w 1999 lub nawet 2000 roku) Braniewo odwiedził premier RP, Jerzy Buzek (obecnie PE). Zapewne pamiętasz, że senatorem z Braniewa był Tadeusz Kopacz, wówczas przez jakiś czas jednocześnie burmistrz grodu nad Pasłęką (tedy było to jeszcze możliwe, takie łączenie funkcji). Towarzyszyło mu bodajże dwóch ministrów i na pewno liderzy niektórych partii politycznych, także opozycyjnych (np. z SLD Jerzy Szmajdziński).
To tyle, jeśli chodzi o żołnierzy radzieckich, Hitlera, Buzka, Putina i burmistrza, a nawet burmistrzów Braniewa. I całe to zamiatanie.
W mediach, także ogólnopolskich, informacja o ewentualnej wizycie Putina w Braniewie pojawiła się około 10 dni temu, po tym jak napisała o tym rosyjska gazeta „Komsomolskaja Prawda”. W tekście rosyjskiej gazety podkreślano, że Putin mógłby odwiedzić znajdujący się pod Braniewem cmentarz. Jako miejsce upamiętniające śmierć czerwonoarmistów został on utworzony w 1952 roku. W 750 mogiłach zbiorowych oraz 18 tzw. generalskich spoczywa tam ponad 31 tys. żołnierzy radzieckich, przede wszystkim uczestników walk III Frontu Białoruskiego. Nekropolia pod Braniewem, po Warszawie i Wrocławiu, jest jednym z największych miejsc w naszym kraju pochówku czerwonoarmistów.
W tym też czasie cmentarz wizytowali przedstawiciele rosyjskiego Ministerstwa Obrony Narodowej.
=============
A co o wizycie swojego premiera w Braniewie sądzą Rosjanie?
— Jak by to powiedzieć, żeby nie skłamać — śmieje się rosyjski dyplomata. — Jeśli Władimir Putin powie, że chce przyjechać, to przyjedzie.
Jaki był cel wizyty rosyjskich przedstawicieli MON?
— Robimy zdjęcia, które później załączymy do naszej dokumentacji — mówią. — Widać, że coś się tutaj dzieje, że trwają prace porządkowe, a cmentarz jest zadbany.
W tym samym momencie rosyjski urzędnik zrobił zdjęcie dziury w asfaltowej alejce. Mówię mu, że cmentarz na bieżąco jest sprzątany, tylko że brakuje pieniędzy...
— No cóż, kryzys, wszędzie brakuje — ucina rozmowę Rosjanin.
Cytat za: http://braniewiak.wm.pl/Nawet-jesli-Putin-nie-przyjedzie%E2%80%A9-%E2%80%94-to-posprzatac-trzeba,315
=============
Szum w związku z ewentualną wizytą premiera Rosji powstał więc niesamowity i władze miasta zabrały się energicznie do sprzątania. Burmistrz Henryk Mroziński wydaje się nie przykładał aż takiej wagi do faktu, że sprzątanie odbywa się niemal w przededniu wizyty Premiera Putina. Twierdził, że niezależnie od tego czy Putin przyjedzie, czy nie przyjedzie, cmentarz i tak trzeba było posprzątać. Nie bardzo chce mi się wierzyć burmistrzowi, że wizyta Putina nie ma tu znaczenia. Ocenić należy i porównać zarówno energię działania, jak nakład sił, środków oraz liczebność ekipy sprzątającej tj. aktualnych działań i działań w przeszłości. Wprawdzie na cmentarzu w okolicach rocznicy zakończenia wojny w Europie zawsze pojawiały się siły porządkowe, gdyż cmentarz odwiedzały rosyjskie delegacje z Obwodu Kaliningradzkiego, lecz były to nakłady znacznie mniejsze od obecnych. Często też trawa na cmentarzu wyrastała po pas niemalże, co doskonale było widać z okien aut przejeżdżających szosą z Fromborka do Braniewa, przy której cmentarz jest usytuowany.
Na znaczenie wizyty premiera Rosji w Braniewie zwrócił też uwagę Piotr Gursztyn, braniewianin, a obecnie publicysta „Dziennika”, który dla TVN powiedział m.in.:
— To może być zabawne, ale Putin może być pierwszą głową państwa w Braniewie od czasów Adolfa Hitlera, który był tam w latach 30. Od tego czasu, w PRL i Rzeczpospolitej nikt znany się tam nie pojawił.
Cytat za: http://www.tvn24.pl/12690,1616604,0,1,szykuja-cmentarz-na-przyjazd-putina,wiadomosc.html
Otóż Piotrze, nieprawdą jest, że nie było w Braniewie nikogo znanego, znaczącego od czasów wizyty wodza III Rzeszy. U schyłku lat 90. (bodajże w 1999 lub nawet 2000 roku) Braniewo odwiedził premier RP, Jerzy Buzek (obecnie PE). Zapewne pamiętasz, że senatorem z Braniewa był Tadeusz Kopacz, wówczas przez jakiś czas jednocześnie burmistrz grodu nad Pasłęką (tedy było to jeszcze możliwe, takie łączenie funkcji). Towarzyszyło mu bodajże dwóch ministrów i na pewno liderzy niektórych partii politycznych, także opozycyjnych (np. z SLD Jerzy Szmajdziński).
To tyle, jeśli chodzi o żołnierzy radzieckich, Hitlera, Buzka, Putina i burmistrza, a nawet burmistrzów Braniewa. I całe to zamiatanie.
wtorek, 25 sierpnia 2009
Subskrybuj:
Posty (Atom)