Jako, że rozmowa odbywała się przy świadkach, w miejscu publicznym, nie mam skrupułów z ujawnieniem jej przebiegu.
Otóż od Nowego Roku Henryk Horbacz, dyrektor fromborskiego Miejsko–Gminnego Ośrodka Kultury zamierzał zatrudnić opiekuna do świetlicy w Jędrychowie (jedno z sołectw gminy Frombork). Dyrektor oczywiście konsultował z mieszkańcami wioski kandydatury świetliczanek (dwie panie zgłosiły się) m.in. z sołtysem Józefem Korybskim, który jest także radnym. Sołtys w zasadzie nie miał zastrzeżeń, a przynajmniej powiedział, że on się nie będzie wtrącał, bo to sprawa dyrektora, kogo zatrudnić. Spraw pewnie skończyłaby się na tym, ale gdy informacja o planowanym zatrudnieniu jednej z kandydatek została przez dyrektora M–GOK puszczona w tzw. eter, to z niewiadomych powodów do gabinetu dyrektora wpadł rozjuszony sołtys Korybski pokrzykując coś w rodzaju, że tak, to nie będzie. Okazałem czujność i akurat miałem w ręku, po skończonej rozmowie, telefon komórkowy; wietrząc awanturę włączyłem więc dyktafon. Oczywiście pan radny sprecyzował, co „tak, to nie będzie”. Stwierdził, że ta pani nie będzie pracować w świetlicy i on zwoła zebranie strażaków i mieszkańców (jest on także szefem OSP w Jędrychowie), podczas którego zadecydują, tak jak on powiedział. I że on powiadomi prasę, by opisała dyrektora.
W tym momencie parsknąłem śmiechem i trochę zaplułem klawiaturę i monitor. Sołtys dziwnie na mnie spojrzał, nie wiem dlaczego. Pamiętam bowiem z okresu gdy byłem dziennikarzem, że prasa nie zajmowała się raczej polityką kadrową wewnątrz firmy. Chyba, że dochodziło do jakichś nieprawidłowości np. w zakresie kodeksu pracy. Poza tym sołtysowi Korybskiemu pochrzaniły się chyba kompetencje, bo z tego co się orientuję, to dyrektor firmy jest od zatrudniania i decydowania o tym, kogo zatrudnić. Na pewno nie są to kompetencje sołtysa, radnego czy też nawet wioskowego szefa OSP. Rozśmieszyła mnie też „groźba” powiadomienia prasy lokalnej, bo o czym miałaby niby pisać. O tym, że dyrektor nie chce zatrudnić osoby, którą wskazuje sołtys, bo inna kandydatka nie podoba się sołtysowi?
Sołtys Józef Korybski jest sołtysem dość długo. Dość długo działa aktywnie także w OSP. Radnym jest od tej kadencji. Jego zasług z zakresu działania na tych polach nie zamierzam mu odbierać, ale on widocznie poczuł wodę sodową w głowie i bąbelki zaczęły mu uderzać w komórki mózgowe, gdyż zaczyna traktować sołectwo oraz świetlicę będącą w zarządzie M–GOK (mieszczącą się w jednym budynku z remizą OSP), niczym własne gospodarstwo. Uważam, że tego już jest za wiele i dziwię się, że ludzie z Jędrychowa wybierają takich ludzi na sołtysów i radnych. Niewątpliwie w działaniach sołtysa Korybskiego spore znaczenie ma jego dość bliska znajomość z panią burmistrz, bo tylko tą znajomością można tłumaczyć jego arogancję.
On pewnie uważa, że tak można tj. wywierać presję, grozić i szantażować dyrektorów jednostek samorządowych.
Ja tak nie uważam. Uważam natomiast, że takich ludzi należy może nie eliminować z życia publicznego, lecz nie dopuszczać by pełnili oni funkcje, które wiążą się z podejmowaniem decyzji. Bo takim ludziom po jakimś czasie woda uderza do głowy tak mocno, że zachowują się nieodpowiedzialnie, ze szkodą dla środowiska. Będę o tym niewątpliwie pamiętał np. podczas kampanii wyborczej, gdy pan sołtys zachce sobie wystartować ponownie na radnego.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz