wtorek, 6 października 2009

Brzydki, o oddechu śmierdzącym – taki powinien być agent CBA

Beata Sawicka znowu uderza w płaczliwe tony. Podczas rozpoczętego procesu, w którym jest oskarżona, to ona wysuwa zarzuty. Zarzuty pod adresem agenta CBA i tej instytucji.

Przystojny, pachnący, bogaty, z dobrym samochodem, noszący złotą biżuterię, o zadbanych kręconych włosach – to ten osobnik, który obdarzał mnie prezentami i któremu pozwoliłam się całować mówi Beata Sawicka podczas procesu (nie są to cytaty). To on wykorzystał moje układy rodzinne, prywatne i zawodowe i uwiódł mnie – dodaje Sawicka łamiącym się głosem.

Moim zdaniem Sawicka zwyczajnie odwraca uwagę od meritum procesu, którym jest nie wygląd agenta, czy też jej uczucia do niego, lecz sprawy bardziej przyziemne, czyli kasa, którą przyjęła w zamian za obietnicę załatwienia konkretnej sprawy.

Czy „zarzuty” Beaty Sawickiej, to czasem nie ideał mężczyzny dla wielu kobiet, taki książe z bajki, któremu wiele kobiet uległoby, gdyby trafiły na takiego?
Przy okazji jej płaczliwego wyznania przed sądem naszły mnie takie oto refleksje. Czy jeśli agent CBA byłby pokraką, pokurczem jakimś, miał garba, był stary, śmierdziałby i jechałoby mu z gęby, to Beata Sawicka z równą ochotą pozwalałaby mu się adorować? Z jej wypowiedzi oraz zapewnień, że ona tak bezinteresownie działała, wnioskuję, że pozwoliłaby.

Głupie więc jest szefostwo CBA, które wydaje potężną kasę na budowę wizerunku swego agenta, bo dla skuteczności wystarczyłoby, by agent był brzydki, o oddechu śmierdzącym i mógłby jeździć, jeśli już, rowerem na przykład. Gdy CBA puści w teren stado takich agentów, to wyniki będą znacznie lepsze niż z tymi pachnącymi i drogimi agentami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz